„Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję” (Iz 43,4)
Oto jestem: jestem siostra Klaudia i dzisiaj żyję we Wspólnocie Cenacolo jako Siostra Misjonarka
Zmartwychwstania. Kiedy przybyłam do Wspólnoty, byłam dwudziestoletnią, zagubioną dziewczyną,
słabą i poszukującą sensu. Jestem bardzo wdzięczna mojej rodzinie, ponieważ od małego mówiła mi
o Jezusie i Maryi. Sprawiła, że uczestniczyłam w życiu probostwa i mogę powiedzieć, że od
dzieciństwa oratorium było moim drugim domem, gdzie wzrastałam w dobrym środowisku.
Wiedziałam, że Jezus istnieje, że jest Żywym Przyjacielem i rozmawiałam z Nim już od dziecka. Życie
w dobru, uchroniło mnie od zła, ale jakkolwiek w sercu cierpiałam wiele razy samotność i nie czułam
zainteresowania mną ze strony rodziców. Mój ojciec powiedział mi, że pobrali się za młodu i że kiedy
się urodziłam, czuli się niedojrzali i nie w byli w stanie, żeby wychowywać córkę. Jakkolwiek mam
dobre wspomnienia z okresu dojrzewania, piękne przyjaźnie, które są trwałe ponieważ nawiązane w
dobru. Wiele dni spędzonych na probostwie wśród przyjaciół, przy różnych zajęciach, będąc
wolontariuszką w domach dla starców i z niepełnosprawnymi osobami. Ale to całe dobro, które
robiłam było co najwyżej na pokaz, ponieważ później w rodzinie byłam kłótliwa, w szkole mało się
starałam i nie traktowałam poważnie nauki, mojej siostrze wiele obiecywałam, ale później nie
poświęcałam czasu. Wzrastając wierzyłam, że wyjdę za mąż, tworząc dobrą, chrześcijańską i
wielodzietną rodzinę. Miałam narzeczonego, któremu życzyłam dobrze, ale w wielu momentach
czułam, że to nie było prawdziwe dobro, nie byliśmy szczęśliwi; zauważałam, że nasze bycie razem
zamykało mnie, ograniczało moje marzenia, chciałam coś więcej. I tak rozstaliśmy się i potem
przeżyłam okres głębokiego cierpienia, czułam się przegrana, nie usatysfakcjonowana z życia, ale nie
wiedziałam co robić i gdzie iść. Dzięki Bogu zawołałam do Niego, prosząc o pomoc i poczułam, że
Jezus mówił mi w sercu: „Nie bój się, Ja jestem z tobą, Ja cię kocham”. W tym momencie było tak, że
jedna dziewczyna zaprosiła mnie na spotkanie Wspólnoty Cenacolo. Tam miało miejsce mocne
wydarzenie: zobaczyłam w siostrze Elvirze kobietę prostą i zdecydowaną, która miała to coś, żeby
mnie nauczyć być prawdziwą kobietą. Od razu poprosiłam o wstąpienie do Wspólnoty na jeden
miesiąc. Ten miesiąc, przeżyłam z innymi dziewczynami, które żeby wyjść z problemów, wstępują na
długą wspólnotową drogę, opartą na modlitwie, na pracy i na prawdziwej przyjaźni. Na tej drodze,
także ja rozpoznałam swoje słabości, braki i różne konkretne obowiązki otrzymane podczas
przeglądów życia (spotkanie w grupie, odbywające się co kilka tygodni , oparte na modlitwie, gdzie
uczestnicy mówią jak przeżyli ostatni czas, mówią o swoich trudnościach; na końcu mogą usłyszeć
prawdę o sobie od innych uczestników przeglądu i otrzymują konkretny obowiązek, pomocny w
walce z problemami aktualnie przeżywanymi np. przezwyciężać swoje lenistwo, obojętność, dumę
itp.). To była wielka pomoc, żeby nauczyć się przezwyciężać trudności. Rozumiałam coraz bardziej, że
życie chrześcijańskie jest życiem opartym na słowności, gdzie przede wszystkim trzeba być
prawdziwym z samym sobą, a nie tylko być powierzchownym. Światło modlitwy pozwoliło Jezusowi,
uzdrowić moje serce, moje uczucia i dało mi siłę, żeby być lepszą dla innych. Dzień po dniu żyjąc i
wybierając prawdziwe i głębokie życie wspólnotowe, usłyszałam w sercu ten głos, który mnie wołał,
zakochiwałam się coraz bardziej w Jezusie i w tym prostym życiu, w modlitwie i w bratniej miłości.
Poznawałam Jezusa zdolnego wskrzeszać wielu młodych z ran głębszych niż moje; Jezus, który
uzdrawia, sprawia cuda. Żywy Jezus powoływał mnie do odpowiedzi na Swoją Miłość, która mnie
obejmowała. I tak poprosiłam, żeby móc obrać drogę konsekrowania religijnego. Od tego dnia czułam
się w końcu wolną kobietą. Dzisiaj jestem szczęśliwie poślubiona Jezusowi, umarłemu i
zmartwychwstałemu dla mnie. Wydaje mi się, że Wspólnota Cenacolo w której żyję będzie rzeką
pełną życia, miłości, radości, pokoju, która to płynie z impetem i przez którą zostałam zabrana. Muszę
tylko powierzyć się z zaufaniem i pokorą, przeżywając moją codzienność z wielkim sercem i z miłością
do podarowania. Czuję się uprzywilejowana, że zostałam powołana między siostry, które niosą
drugim radosną wieść, że Jezus Zmartwychwstał i żeby mieć matkę jak Elvira, która się o nas troszczy.
Elvira nas kocha i naucza w szkole Miłości Bożej. Przez te lata, czuję że otrzymałam stokrotnie więcej
od Pana Boga, po tym małym „Tak”, które mu powiedziałam. Wielkim darem dla mojego życia było
to, żeby żyć przez kilka lat na misjach w Bahii (miejscowość w Brazylii), z dziećmi z ulicy. Były to lata
bogate w życie, miłości podarowanej, ale przede wszystkim otrzymanej. Widziałam przybycie
pierwszego dziecka, przyjętego przez nas, teraz jest ich osiemdziesiąt! Misje, otwarły moje horyzonty,
rozszerzyły moje serce na oblicza dzieci, niepełnoletnich i biednych, które spotkałam i nauczyłam się
kochać, i za które kontynuuję dawać życie i modlić się. Dzisiaj żyję w Domu Formacji Duchowej, z
młodzieżą, która chce odpowiedzieć ze wspaniałomyślnością na wezwanie Boże. Jest pięknie iść
razem, budować między nami prawdziwe przyjaźnie, żeby żyć w jedności i żeby wzrastać w
konkretnej miłości do Jezusa i do tych, których On chce nam powierzyć. Naprawdę mogę
zaświadczyć, że Pan wzywając mnie do tego, abym Go naśladowała, nie odebrał mi nic. Dzisiaj czuję
się dużo bardziej bogata niż wczoraj i każdego dnia doświadczam, jak mówi Ojciec Święty Benedykt
XVI, że: „Pan kiedy wzywa nic nie odbiera, ale daje wszystko”.