Witamy wszystkich! Jesteśmy Dario i Elisabeth. Od samego początku naszego małżeństwa żyjemy we Wspólnocie na misjach, dzieląc nasze życie z opuszczonymi i osieroconymi dziećmi z ulicy, najpierw w Meksyku, a potem w Brazylii. Ja Dario, jak wielu zdesperowanych młodych ludzi byłem głupi i uparty. Kiedy zaproponowano mi Wspólnotę, nie chciałem o niej słyszeć. Żyłem na ulicy i od czasu do czasu pokazywałem się na kolokwiach. Chłopcy odpowiedzialni za spotkania przygotowawcze widzieli mnie w coraz gorszym stanie. Pewnego dnia powiedzieli między sobą: „Spróbujmy sprawić, żeby wstąpił, bo jeśli nie, to już więcej go tutaj nie zobaczymy”. Ja wtedy wcale nie chciałem wstąpić. W życiu nie miałem wielkich ambicji, a właściwie to nie miałem ich wcale. Jeszcze dzisiaj zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że po tylu latach jestem jeszcze we Wspólnocie Cenacolo. Nawet jeżeli często pytam o to siebie, to jednak w pewnym sensie znam odpowiedź: ponieważ we Wspólnocie odnalazłem siłę i światło, które mnie pochwyciło i podtrzymuje. Przeszedłem moją drogę wspólnotową tak jak wielu innych chłopaków, ale przełom przeżyłem w Medjugorje. Tam wysłała mnie Matka Elvira i powiedziała mi, że to jest moja „ostatnia wycieczka” i tam coś się ze mną stało, moje serce się otworzyło. Nie urosło we mnie pragnienie wyjazdu na misje, ale po raz kolejny to Matka Elwira „wyłowiła” mnie i wysłała do Brazylii z pierwszą grupą misjonarzy z Cenacolo. To było bardzo silne doświadczenie, czułem się spełniony, na swoim miejscu. Przeżyliśmy 16 lat z dziećmi z ulicy, które już wtedy miały problemy większe od moich, gdyż miały one trudne życie. Tam narodziło się we mnie pragnienie założenia rodziny. Na misjach w Meksyku poznałem moją żonę Elizabeth. Ona z kolei poznała Wspólnotę w momencie gdy poszukiwała głębszego sensu w życiu. Życie we Wspólnocie podobało się nam, a bycie z dziećmi jeszcze bardziej. Życie na misjach jest wypełnione zajęciami, jest wiele rzeczy do zrobienia. Czuliśmy, że się realizujemy i dlatego postanowiliśmy pozostać w Cenacolo na zawsze. Teraz mamy trójkę dzieci: Francesco, Andrea i Juan Pablo. Dla nas to wielki dar, że możemy dzielić nasze rodzinne szczęście z dziećmi na misjach. Nasze dzieci urodziły się tam, więc są wychowane w prostocie np. bawią się czymkolwiek, nie potrzebują nie wiadomo jakich zabawek; bawią się kawałkiem drewna, jakimś kamieniem, wchodzą na drzewa. Wiemy, że dzisiaj wiele dzieci nie zna tych prostych i zdrowych zabaw. Z tego powodu oraz z wielu innych życie we Wspólnocie jest wielkim darem. Jesteśmy przekonani, że w dzisiejszych czasach trudno jest żyć prawdziwymi wartościami. We Wspólnocie odczuwamy ochronę, pomoc innych i zaproszenie do modlitwy. Są to piękne walory, którymi nie moglibyśmy żyć w tak zabieganym świecie. To są owoce życia we Wspólnocie, które widzimy każdego dnia. Tak jak we wszystkich rodzinach, także nasze dzieci, które mają dwanaście, dziesięć i osiem lat chodzą do szkoły i tam muszą się zmagać z trudnościami. Dostrzegają także nasze ubóstwo. Kiedy w domu wszystko wydaje się w porządku, ale czuje się ciężką atmosferę, to wtedy, tak jak uczy nas Matka Elwira, przeprowadzamy rewizję życia. Każdy dzieli swoje trudności i problemy, nasze dzieci pokazują nam nasze słabości. My staramy się zaakceptować nasze błędy i poprzez wzajemne przebaczenie i postanowienie poprawy zaczynamy od nowa. Na pewno przyjdzie dzień, w którym nasze dzieci wybiorą własną życiową drogę, lecz jesteśmy przekonani, że te lata, które przeżyły w głębokim dobru i trudzie, (ponieważ życie we Wspólnocie jest spokojne, ale wymagające) staną się dla nich wewnętrznym skarbem. Nasz najmłodszy syn Juan Pablo ma szczególną historię. Podczas ciąży lekarz poprosił Elizabeth o zrobienie dodatkowych badań, ponieważ z powodu jej wieku występowało zagrożenie. Według wszystkich badań Juan Pablo miał urodzić się z zespołem Downa. Powiedzieli nam o dodatkowych badaniach, aby zadecydować o ciąży. Jednak my, od samego początku chcieliśmy, aby Juan Pablo przyszedł na świat. Wierzymy, że każde życie jest darem od Boga. Juan Pablo przyszedł na świat całkowicie zdrowy, a zaskoczony lekarz popłakał się ze wzruszenia. Dziś przeżywamy wiele radości. Z dnia na dzień, otrzymujemy od Boga coraz więcej. Z całego serca pragniemy mu podziękować za Jego dobroć i łaskę. On nigdy nas nie opuszcza!