Każdy z nas jest misją Boga
więc nie bójcie się
by zaryzykować dla dobra.
Mam na imię Klara i z sercem przepełnionym wdzięcznością chciałabym podzielić się z wami radością i darem jaki otrzymałam poprzez drogę przebytą na misji „Świętej Bakhity” w Liberii.
Bóg zapragnął dla mnie czegoś więcej i nigdy nie będę w stanie podziękować wystarczająco za to, co otrzymałam od dzieci, od tej ziemi i poprzez drogę, którą mogę przejść we Wspólnocie. Dziś jestem świadkiem, że miłość Boga jest ponad wszystko i że z Nim wszystko jest możliwe. I tak jest na prawdę!
Nawet dzisiaj jeszcze zadziwia mnie fakt, że Bóg i Wspólnota wierzą, że jestem zdolna do miłości właśnie taką jaką jestem. Klara która jest biedna, otrzymała wiele bogactwa od biednych. Kiedy przyjachałam do misji nawet sobie nie wyobrażałam, jak wielkim skarbem stanie się to moje „zaryzykowanie w dobro”. Mogę powiedzieć, że podczas tych 3 lat mojego pobytu tam, dzieci stały się dla mnie wielkimi nauczycielami w moim życiu i w mojej drodze nad kobiecością.
Misja jest podzielona na 4 domy: dom Sióstr Misjonarek Zmartwychwstania, dom dziewczynek, dom chłopców od 0-9 lat i ostatni to dom chłopaków od 9 do 18 roku życia. Moje miejsce, które wybrał dla mnie Pan Bóg, to dom chłopięcy (0-9 lat) i kiedy tam przyjechałam, przyłączyłam się do innych dwóch „cioć” i opiekowałyśmy się 9-ciorgiem dzieci.
Dzień jest wypełniony po brzegi. Pobódka jest o 5:30. Dzieci po śniadaniu, porannej toalecie i prysznicu, czyściutkie dzieci zakładają mundurki i idą na różaniec do kaplicy. Zaczyna się od modlitwy przed Panem Jezusem by powierzyć każdy dzień i to wszystko co na nas czeka w ręce Pana Boga.
Dzieci później idą do szkoły, która jest częścią misji, a starsi są dowożeni autem do szkoły, która jest bardziej oddalona. Każdego dnia dzieci otrzymują 3 posiłki i dzięki Bogu możemy podzielić się talerzem ryżu z sosem również z sąsiadującymi dziećmi, które uczęszczają do nas do szkoły. Wszystko przygotowuje nasza liberyjska kucharka.
Poranek mija wypełniony różnymi zadaniami, służbą, porządkami i odpowiedzialnościami, by potem przyjąć dzieci, które przychodzą ze szkoły. Każdy ma za zadanie wyprać ręcznie swoje ubrania i tak potem można zasiąść do odiadu. Popołudniu odrabiamy zadania domowe i spędzamy czas razem w radości i w prostocie. Później są prysznice i kolacja, po czym jest modlitwa i każdy dom spędza wieczór w swoim rodzinnym gronie.
Przed położeniem dzieci do spania modlimy się, by podziękować Bogu za przeżyty dzień. Pięknie jest i ważne, by zdać sobie sprawę z otrzymanych od Boga darów, ponieważ na prawdę niczego nam nie brakuje. Życie na misji jest drogą wymagającą, ale właśnie dla tego jest piękne, ponieważ przemienia serce. Za każdym razem dotyka mnie ta bieda dookoła, tak samo jak i wiara tych ludzi w Boga, ponieważ to „nic materialne”, które mają pozwala im przeżywać mocniej zawierzenie się Bogu.
Dużo by jeszcze opowiadać, godzinami… ale i tak nie dałabym rady wytłumaczyć wam dobrze jakie jest to życie na misji, dlatego właśnie, gdyż misja jest tak wielkim bogactwem. I właśnie z tego względu czuję się szczęściarką, że otrzymałam powołanie do wyjazdu na tamtą ziemię. Ponieważ każda rzecz, każde dziecko, każdy biedny, każda radość, każda trudność, każda sytuacja działała we mnie, by moje serce stało się lepsze i przybliżyło się do Boga.
Chciałabym Wam powiedzieć, że „zaryzykowanie dla dobra” przynosi wiele owoców i dlatego NIE BÓJCIE SIĘ POWIEDZIEĆ ODWAŻNEGO „TAK”. Właśnie to „TAK”, które uczy nas Maryja, jest na prawdę tym: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Pozdrawiam was po liberiańsku i dziękuję wam bardzo za wasze codzienne „TAK”.
Każdy z nas jest misją Boga więc nie bójcie się by zaryzykować dla dobra.
Klara